Chciałabym dziś zadać Wam zagadkę. Jako, że zaczęłam się uczyć bardzo nietypowego języka, jestem ciekawa kto z Was będzie w stanie zgadnąć jaki to język, po bardzo ogólnych podpowiedziach :). One będą naprawdę ogólne, ponieważ nie chcę żeby było za prosto ;).
1. Po pierwsze ma inny alfabet, to na razie jest dla mnie największa trudność. Nie jest to cyrylica, ale też nie są to żadne znaki. Po prostu litery, ale napisane w nietypowy sposób :). I są piękne (dla mnie). Użytkownicy tego języka bardzo cenili i chronili ten alfabet.
2. Jest to język indoeuropejski. Nie powiem jaka grupa, bo mogłoby być za łatwo. Powiem tylko, że bardzo przypomina język, który jest znany przez wiele osób i nauczany w szkołach w naszym kraju.
3. Obecnie jest używany przez ok 3-4 miliony osób. Niestety nie ma swojego miejsca na ziemi, jego użytkowników możemy spotkać na całym świecie, również w Polsce.
4. Jest mocno związany z naszym językiem (chociaż naukowcy wolą żeby
mówić o wpływach słowiańskich, a nie polskich). Co nie zmienia faktu, że
wiele słów w tym języku brzmi niezwykle znajomo. Aż się człowiek
uśmiecha słysząc niektóre słowa :).
5. Jest również mocno związany z historią Polski, swego czasu co trzeci mieszkaniec Warszawy władał tym językiem (tu chyba większość osób już się domyśla).
6. To język kompletnie nieprzydatni w życiu, ale jednak dla mnie ciekawy. Jest możliwość studiowania go na niektórych uniwersytetach (jest kierunek, który uwzględnia go w swoim planie nauczania), więc nie tylko ja i reszta naszej grupy mamy takie nietypowe pasje.
Myślę, że tyle podpowiedzi wystarczy. Czy już się domyślacie gdzie moja językowa pasja mnie tym razem zaprowadziła?
Językowa pasja
piątek, 1 listopada 2013
wtorek, 3 września 2013
Mój szwedzki!
Obiecywałam sobie nowy język zaraz po obronie licencjatu (czyli w lipcu). Oczywiście nie wytrzymałam i zaczęłam się go uczyć szybciej (bo przecież miałam tak mało roboty na studiach...) i tak od około kwietnia mam już kontakt ze szwedzkim.
Dlaczego akurat ten język? Po prostu brzmi tak fajnie, że nie mogłam się powstrzymać! Odkąd obejrzałam całą trylogię "Millenium", nie mogłam przestać myśleć o tym języku. Piękny! To była miłość od pierwszego usłyszenia :).
Chciałabym przedstawić pokrótce materiały, z których korzystam.
1. Zaczęłam od kursu audio Pimsleur. Jak wstęp nadaje się do tego idealnie, można osłuchać się z językiem, poczuć jego melodię. Ja (przyznam się bez bicia!) dotrwałam do 25 lekcji z 30 i na razie mi wystarczyło :). Myślę, że jeszcze do niego wrócę, żeby skończyć to co zaczęłam.
2. Fiszki wydawnictwa Cztery Głowy. Wyglądają tak:
Już je skończyłam (300 kartoników to jednak niezbyt dużo) i mogę powiedzieć, że są niezłe jak na sam początek. Razem z fiszkami otrzymujemy małą płytkę z nagraniami wszystkich słówek, które można wrzucić sobie do odtwarzacza mp3. Mam duży sentyment do tego wydawnictwa i bardzo żałuję, że na razie to jedyne co mogą mi zaoferować ze szwedzkiego. Podobno ma się ukazać Słownictwo 1, ale przy ich tempie do tego czasu zdążę się tych wszystkich słówek nauczyć sama :).
To miało mi wystarczyć do lipca, ale oczywiście nie mogłam się powstrzymać i zakupiłam sobie jeszcze coś.
3. Język szwedzki dla początkujących- ucz się sam.
Jak na razie nie mogę się do niego przekonać. Mam wrażenie, że jest to przedruk z "Teach yourself", ale mogę się mylić. Słówka są wyrwane prosto z dialogów, odmienione w taki sposób że osoba początkująca nie wie jak to ugryźć, nie zawsze podają rodzajniki (co jest bardzo ważne w szwedzkim). Zamiast listy pojedynczych słówek spotykamy czasem całe zdania, plus mało przydatne informacje jak na początek (w pierwszej lekcji spotykam już... kanał La Manche, kapitan żeglugi morskiej czy wiatr z rufy!). Bzdura kompletna :). Wrócę do niego po przerobieniu wszystkiego co zaplanowałam (szkoda żeby książka leżała i się kurzyła, nie lubię marnować pieniędzy), ale jak na sam początek to nie polecam bo można się zrazić.
4. Po tej porażce zakupiłam: Szwedzki nie gryzie!
Wiem, że dużo osób bardzo krytykuje wydawnictwo Edgard. Ja osobiście nic do niego nie mam, a nawet potrafiłam wśród ich pozycji znaleźć coś godnego uwagi (chociaż ich fiński jest godny pożałowania). Ta książka nadaje się idealnie jako uzupełnienie do głównego podręcznika. Całkiem nieźle przedstawiona wymowa, rozdziały są podzielone na poszczególne tematy (np. zakupy, człowiek i rodzina czy podróże) i zawierają krótkie przedstawienie danego zagadnienia gramatycznego, listę słówek oraz ćwiczenia. Można całkiem sporo wyciągnąć z tej książki (zwłaszcza osoby, które jak ja kochają wpisywać sobie słówka do Anki- tutaj można ich znaleźć sporo i to podzielonych na kateorie). Na pewno postaram się ją przerobić do końca.
5. Jeszcze jedna pozycja wydawnictwa Edgard: Szwedzki Fiszki mp3 600 fiszek Trening od podstaw.
Nie planowałam tego zakupu, ale jako że na Groupon pojawiła się tak kusząca propozycja cenowa, to nie mogłam się powstrzymać :). Nie posiadam papierowych fiszek, ale program komputerowy. Słówka są podzielone na kategorie, jest ich więcej niż w fiszkach Cztery Głowy i wszystkie mają nagrania. Wystarczy kliknąć na dane słówko (albo zdanie, bo z każdym słówkiem dostajemy przykład jego użycia) i od razu słychać wymowę. Można też się testować z danego materiału. Minusem jest to, że jest to w formie testu i zawsze są podane odpowiedzi, ale zawsze można je sobie zasłonić i odpowiadać bez nich :). Jak już mówiłam, uwielbiam tematyczne listy słówek i ten program na pewno przydaje mi się do poszerzania słownictwa.
6. I teraz mój hit. Assimil- lo svedese.
Serii Assimil chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Największym jej minusem jest tak mała liczba języków dostępnych po polsku, czy po angielsku. Najfajniejsze "smaczki" są albo po francusku, albo po niemiecku (żadnego z nich jeszcze nie znam). Oczywiście szwedzki też nie jest dostępny w naszym języku. Ale kiedyś przez przypadek weszłam na stronę włoską Assimila i moim oczom ukazała się nowość w postaci języka szwedzkiego! Jako, że włoski znam to nie wahałam się długo. Czekałam na ten podręcznik chyba z sześć tygodni (tak to jest jak wybiera się darmową przesyłkę), ale w końcu w zeszły piątek się doczekałam (oryginalnie miała dojść dopiero 9 września, więc i tak to był sukces). Jestem zachwycona i to jest właśnie mój bazowy podręcznik, który chcę przerobić od A do Z. Słucham, czytam, wypełniam ćwiczenia i wącham zapach mojej nowiutkiej książki :D.
Jeżeli ktoś byłby ciekawy, mogę przedstawić bardziej szczegółowo którąś z wyżej wymienionych pozycji :).
Dlaczego akurat ten język? Po prostu brzmi tak fajnie, że nie mogłam się powstrzymać! Odkąd obejrzałam całą trylogię "Millenium", nie mogłam przestać myśleć o tym języku. Piękny! To była miłość od pierwszego usłyszenia :).
Chciałabym przedstawić pokrótce materiały, z których korzystam.
1. Zaczęłam od kursu audio Pimsleur. Jak wstęp nadaje się do tego idealnie, można osłuchać się z językiem, poczuć jego melodię. Ja (przyznam się bez bicia!) dotrwałam do 25 lekcji z 30 i na razie mi wystarczyło :). Myślę, że jeszcze do niego wrócę, żeby skończyć to co zaczęłam.
2. Fiszki wydawnictwa Cztery Głowy. Wyglądają tak:
Już je skończyłam (300 kartoników to jednak niezbyt dużo) i mogę powiedzieć, że są niezłe jak na sam początek. Razem z fiszkami otrzymujemy małą płytkę z nagraniami wszystkich słówek, które można wrzucić sobie do odtwarzacza mp3. Mam duży sentyment do tego wydawnictwa i bardzo żałuję, że na razie to jedyne co mogą mi zaoferować ze szwedzkiego. Podobno ma się ukazać Słownictwo 1, ale przy ich tempie do tego czasu zdążę się tych wszystkich słówek nauczyć sama :).
To miało mi wystarczyć do lipca, ale oczywiście nie mogłam się powstrzymać i zakupiłam sobie jeszcze coś.
3. Język szwedzki dla początkujących- ucz się sam.
Jak na razie nie mogę się do niego przekonać. Mam wrażenie, że jest to przedruk z "Teach yourself", ale mogę się mylić. Słówka są wyrwane prosto z dialogów, odmienione w taki sposób że osoba początkująca nie wie jak to ugryźć, nie zawsze podają rodzajniki (co jest bardzo ważne w szwedzkim). Zamiast listy pojedynczych słówek spotykamy czasem całe zdania, plus mało przydatne informacje jak na początek (w pierwszej lekcji spotykam już... kanał La Manche, kapitan żeglugi morskiej czy wiatr z rufy!). Bzdura kompletna :). Wrócę do niego po przerobieniu wszystkiego co zaplanowałam (szkoda żeby książka leżała i się kurzyła, nie lubię marnować pieniędzy), ale jak na sam początek to nie polecam bo można się zrazić.
4. Po tej porażce zakupiłam: Szwedzki nie gryzie!
Wiem, że dużo osób bardzo krytykuje wydawnictwo Edgard. Ja osobiście nic do niego nie mam, a nawet potrafiłam wśród ich pozycji znaleźć coś godnego uwagi (chociaż ich fiński jest godny pożałowania). Ta książka nadaje się idealnie jako uzupełnienie do głównego podręcznika. Całkiem nieźle przedstawiona wymowa, rozdziały są podzielone na poszczególne tematy (np. zakupy, człowiek i rodzina czy podróże) i zawierają krótkie przedstawienie danego zagadnienia gramatycznego, listę słówek oraz ćwiczenia. Można całkiem sporo wyciągnąć z tej książki (zwłaszcza osoby, które jak ja kochają wpisywać sobie słówka do Anki- tutaj można ich znaleźć sporo i to podzielonych na kateorie). Na pewno postaram się ją przerobić do końca.
5. Jeszcze jedna pozycja wydawnictwa Edgard: Szwedzki Fiszki mp3 600 fiszek Trening od podstaw.
Nie planowałam tego zakupu, ale jako że na Groupon pojawiła się tak kusząca propozycja cenowa, to nie mogłam się powstrzymać :). Nie posiadam papierowych fiszek, ale program komputerowy. Słówka są podzielone na kategorie, jest ich więcej niż w fiszkach Cztery Głowy i wszystkie mają nagrania. Wystarczy kliknąć na dane słówko (albo zdanie, bo z każdym słówkiem dostajemy przykład jego użycia) i od razu słychać wymowę. Można też się testować z danego materiału. Minusem jest to, że jest to w formie testu i zawsze są podane odpowiedzi, ale zawsze można je sobie zasłonić i odpowiadać bez nich :). Jak już mówiłam, uwielbiam tematyczne listy słówek i ten program na pewno przydaje mi się do poszerzania słownictwa.
6. I teraz mój hit. Assimil- lo svedese.
Serii Assimil chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Największym jej minusem jest tak mała liczba języków dostępnych po polsku, czy po angielsku. Najfajniejsze "smaczki" są albo po francusku, albo po niemiecku (żadnego z nich jeszcze nie znam). Oczywiście szwedzki też nie jest dostępny w naszym języku. Ale kiedyś przez przypadek weszłam na stronę włoską Assimila i moim oczom ukazała się nowość w postaci języka szwedzkiego! Jako, że włoski znam to nie wahałam się długo. Czekałam na ten podręcznik chyba z sześć tygodni (tak to jest jak wybiera się darmową przesyłkę), ale w końcu w zeszły piątek się doczekałam (oryginalnie miała dojść dopiero 9 września, więc i tak to był sukces). Jestem zachwycona i to jest właśnie mój bazowy podręcznik, który chcę przerobić od A do Z. Słucham, czytam, wypełniam ćwiczenia i wącham zapach mojej nowiutkiej książki :D.
Jeżeli ktoś byłby ciekawy, mogę przedstawić bardziej szczegółowo którąś z wyżej wymienionych pozycji :).
poniedziałek, 8 lipca 2013
La libertà.
La libertà, czyli wolność. Dlaczego wolność? Ponieważ już oficjalnie zakończyłam studia.Od tej chwili nauka języka włoskiego to będzie już zawsze przyjemność, a nie obowiązek. Przez ten rok miałam bardzo dużo nauki plus pisanie pracy licencjackiej. Stąd takie zaniedbanie mojego bloga.
Z jednej strony jestem bardzo szczęśliwa, że to wszystko jest już za mną, ale z drugiej... pewien rozdział w moim życiu zamknął się definitywnie. Już na pewno nie spotkamy się wszyscy w takiej grupie, w jakiej walczyliśmy o przetrwanie przez te trzy lata. Brak egzaminów nad głową powoduje pewne rozleniwienie u mnie. Kiedy uczyłam się na historię literatury włoskiej, myślałam sobie: : "Jakie to wszystko ciekawe! Jak tylko zdam wszystko, zabiorę się porządnie za literaturę XIX i XX wieku, przeczytam to na co nie miałam czasu w ciągu roku, z powodu natłoku zajęć. Przejrzę biografie pisarzy, których nie miałam uwzględnionych w trakcie zajęć". I co? I niestety jak na razie nic. Dobrze, obroniłam się dopiero w zeszłą sobotę (tj. 6.07) i mam jeszcze dużo czasu, jednak czuję, że to już nie jest to. Mam nadzieję, że kiedy odpocznę, to znów poczuję ten głód wiedzy, mimo braku przysłowiowego "bata" nad głową :).
Jak mój włoski po trzech latach? Nieźle, ale ciągle jest mnóstwo do zrobienia. Rozumiem wszystko, co do mnie mówią. Jeśli chodzi o czytanie, to zależy od książki. Są takie, które pochłaniam jakby były po polsku, a inne sprawiają mi jeszcze problemy. Czuję, że powinnam nad tym popracować, ale zrobię to z wielką przyjemnością. Powinnam też "rozpracować" jakąś książkę, tak jak Harrego Pottera po angielsku i zapisać do Anki nieznane mi słówka. Widzę, że taka metoda może nie polepsza naszego języka mówionego (bo jednak takich słów nie używa się na co dzień), ale niezwykle wzbogaca nasze słownictwo pasywne. A takich słów mi jeszcze brakuje w moim włoskim. Teraz mówienie... W ogóle się nie przygotowałam do mojego egzaminu ustnego (z którego dostałam 4.5). Kiedy podchwycę temat to mówię, mówię i mówię. Czuję jednak, że nie jest to wypowiedź wolna od błędów. A ja nienawidzę robić błędów! Może pięć lat temu byłabym zachwycona moim poziomem, ale już nie teraz. Cel to mówić bez błędów, na każdy temat, o każdej porze :).
Jak wykorzystam swoją wolność? Zaczęłam się uczyć nowego języka (jakby cztery, to było już mało). Jest to szwedzki. Pierwsze "zrywy" mam już od lutego, jednak teraz chciałabym już na poważnie zagłębiać się w ten przesympatyczny język. Nie znaczy to, że zaniedbam inne języki. Wręcz przeciwnie, chciałabym wykorzystywać jak najlepiej każdy wolny czas.
Prawdopodobnie od października zacznę się uczyć jeszcze jednego (szóstego!!!) języka. Tak, oszalałam.
Na razie nie chcę jeszcze mówić jakiego, bo nic nie jest pewne, jednak jest to język z jednej strony dość "egzotyczny" dla mnie, a z drugiej nie całkiem obcy dla Polaków. Zapisanie się na taki kurs, to była spontaniczna decyzja. Zaważyła niska cena i chęć poznania czegoś całkiem innego. Zobaczę jak to wszystko się potoczy.
Na razie chcę wykorzystać te wakacje jak najlepiej i nauczyć się jak najwięcej się da :)!
Z jednej strony jestem bardzo szczęśliwa, że to wszystko jest już za mną, ale z drugiej... pewien rozdział w moim życiu zamknął się definitywnie. Już na pewno nie spotkamy się wszyscy w takiej grupie, w jakiej walczyliśmy o przetrwanie przez te trzy lata. Brak egzaminów nad głową powoduje pewne rozleniwienie u mnie. Kiedy uczyłam się na historię literatury włoskiej, myślałam sobie: : "Jakie to wszystko ciekawe! Jak tylko zdam wszystko, zabiorę się porządnie za literaturę XIX i XX wieku, przeczytam to na co nie miałam czasu w ciągu roku, z powodu natłoku zajęć. Przejrzę biografie pisarzy, których nie miałam uwzględnionych w trakcie zajęć". I co? I niestety jak na razie nic. Dobrze, obroniłam się dopiero w zeszłą sobotę (tj. 6.07) i mam jeszcze dużo czasu, jednak czuję, że to już nie jest to. Mam nadzieję, że kiedy odpocznę, to znów poczuję ten głód wiedzy, mimo braku przysłowiowego "bata" nad głową :).
Jak mój włoski po trzech latach? Nieźle, ale ciągle jest mnóstwo do zrobienia. Rozumiem wszystko, co do mnie mówią. Jeśli chodzi o czytanie, to zależy od książki. Są takie, które pochłaniam jakby były po polsku, a inne sprawiają mi jeszcze problemy. Czuję, że powinnam nad tym popracować, ale zrobię to z wielką przyjemnością. Powinnam też "rozpracować" jakąś książkę, tak jak Harrego Pottera po angielsku i zapisać do Anki nieznane mi słówka. Widzę, że taka metoda może nie polepsza naszego języka mówionego (bo jednak takich słów nie używa się na co dzień), ale niezwykle wzbogaca nasze słownictwo pasywne. A takich słów mi jeszcze brakuje w moim włoskim. Teraz mówienie... W ogóle się nie przygotowałam do mojego egzaminu ustnego (z którego dostałam 4.5). Kiedy podchwycę temat to mówię, mówię i mówię. Czuję jednak, że nie jest to wypowiedź wolna od błędów. A ja nienawidzę robić błędów! Może pięć lat temu byłabym zachwycona moim poziomem, ale już nie teraz. Cel to mówić bez błędów, na każdy temat, o każdej porze :).
Jak wykorzystam swoją wolność? Zaczęłam się uczyć nowego języka (jakby cztery, to było już mało). Jest to szwedzki. Pierwsze "zrywy" mam już od lutego, jednak teraz chciałabym już na poważnie zagłębiać się w ten przesympatyczny język. Nie znaczy to, że zaniedbam inne języki. Wręcz przeciwnie, chciałabym wykorzystywać jak najlepiej każdy wolny czas.
Prawdopodobnie od października zacznę się uczyć jeszcze jednego (szóstego!!!) języka. Tak, oszalałam.
Na razie nie chcę jeszcze mówić jakiego, bo nic nie jest pewne, jednak jest to język z jednej strony dość "egzotyczny" dla mnie, a z drugiej nie całkiem obcy dla Polaków. Zapisanie się na taki kurs, to była spontaniczna decyzja. Zaważyła niska cena i chęć poznania czegoś całkiem innego. Zobaczę jak to wszystko się potoczy.
Na razie chcę wykorzystać te wakacje jak najlepiej i nauczyć się jak najwięcej się da :)!
niedziela, 16 września 2012
Fascynacja... a potem miłość!
Oczywiście miłość do języka :). Chciałabym się z Wami podzielić moimi przemyśleniami na temat uczuć, które towarzyszą mi przy nauce języków. Opiszę to na przykładzie włoskiego. Ten język uwielbiam w zasadzie od dzieciństwa, bo kiedy byłam małym dzieckiem wujek puszczał mi kasetę wideo z teledyskami po włosku. Nie wiem skąd ją miał, pamiętam tylko jaka byłam zachwycona muzyką i językiem, z którego nic nie rozumiałam. Wtedy jeszcze nie myślałam o tym, że kiedyś będę się go chciała nauczyć. Trudno, żeby 8-letni brzdąc myślał takimi kategoriami. Dopiero w liceum narodziła mi się taka myśl w głowie, że może warto by spróbować? I zaczęłam, dokładnie w czerwcu po maturach. Przez długi czas czułam "motylki w brzuchu" kiedy słyszałam włoski. Najbardziej kiedy słuchałam muzyki lub próbowałam oglądać telewizję (a raczej biernie słuchałam, ponieważ nie byłam w stanie zrozumieć niczego). Te ciarki na plecach pojawiały się za każdym razem. Czy nie jest tak, kiedy poznajemy kogoś kto bardzo nam się spodobał? Jest fascynacja, tajemnica i chęć poznania. Chce się więcej i więcej! To jest piękny czas, ale nie trwa wiecznie. Czy to źle? Myślę, że nie bo taka jest kolej rzeczy. Więc co następuje po tej fascynacji, jeśli się dobrze dba o związek? Miłość! Prawdziwa, wielka i na zawsze :). Znamy się z włoskim już bardzo dobrze, czujemy się ze sobą pewnie i jesteśmy szczęśliwi. Mogę oglądać telewizję, czytać książki, rozmawiać z ludźmi i przychodzi mi to z łatwością. Wiem, że mogę na niego liczyć, że mnie nie zawiedzie. Podczas okresu fascynacji nie mogłam być tego taka pewna. Ciągle jest coś nowego do odkrycia, więc nie nudzimy się ze sobą. Oczywiście, że czasami tęsknię za tymi "motylkami", dlatego włączając sobie jakąś starą piosenkę przywołuję te chwile, kiedy jeszcze nie byliśmy tak blisko :). Zdecydowanie wolę tę fazę w naszym związku!
Teraz mam nową fascynację. Włoski nie jest o nią zazdrosny, ponieważ mi ufa i wie, że go nie zostawię ;).
To język fiński. I znowu są ciarki, motylki i tajemnica do odkrycia. Po trochu się poznajemy. Cieszę się tymi chwilami i je doceniam, bo wiem że już niedługo wkroczymy w nową fazę naszego związku. I czekam na to z niecierpliwością!
W prawdziwym życiu nie uznaję poligamii, jednak w świecie języków mogę sobie na nią pozwolić ;). Dlatego po fińskim przyjdą kiedyś nowe fascynacje i to jest cudowne w nauce. Kocham uczyć się języków!
PS Kiedy myślę o angielskim, to bardziej traktuję go jako członka rodziny niż ukochanego. Kocham go, ale tak jakby "z urzędu" :). Został mi narzucony przez szkołę, światowe wymogi itp.
Z rosyjskim się przyjaźnimy (też został narzucony przez szkołę, chociaż sama ją wybrałam). Jednak jesteśmy na dobrej drodze! Kiedyś była fascynacja, potem zniechęcenie ale teraz czuję, że pozytywne uczucia wracają. Zobaczymy co się rozwinie z tego związku :)
Teraz mam nową fascynację. Włoski nie jest o nią zazdrosny, ponieważ mi ufa i wie, że go nie zostawię ;).
To język fiński. I znowu są ciarki, motylki i tajemnica do odkrycia. Po trochu się poznajemy. Cieszę się tymi chwilami i je doceniam, bo wiem że już niedługo wkroczymy w nową fazę naszego związku. I czekam na to z niecierpliwością!
W prawdziwym życiu nie uznaję poligamii, jednak w świecie języków mogę sobie na nią pozwolić ;). Dlatego po fińskim przyjdą kiedyś nowe fascynacje i to jest cudowne w nauce. Kocham uczyć się języków!
PS Kiedy myślę o angielskim, to bardziej traktuję go jako członka rodziny niż ukochanego. Kocham go, ale tak jakby "z urzędu" :). Został mi narzucony przez szkołę, światowe wymogi itp.
Z rosyjskim się przyjaźnimy (też został narzucony przez szkołę, chociaż sama ją wybrałam). Jednak jesteśmy na dobrej drodze! Kiedyś była fascynacja, potem zniechęcenie ale teraz czuję, że pozytywne uczucia wracają. Zobaczymy co się rozwinie z tego związku :)
poniedziałek, 18 czerwca 2012
Projekt "Harry Potter"
Po przeczytaniu ebooka "Naturalna nauka języka"- David Snopek (swoją drogą polecam serdecznie!), o którym już na pewno słyszeliście, postanowiłam sama przeprowadzić na sobie podobny eksperyment.
Wybrałam książkę Rowling nie dlatego, że była polecana w tym ebooku, ale dlatego że to jedna z moich ukochanych powieści. Czytałam ją już i po polsku i po angielsku (wszystkie części). Znam tę historię na pamięć, ale ciągle mi mało :). Czułam, że taki projekt pozwoli mi poznać jeszcze lepiej Harrego Pottera (wiem, jestem dzieckiem).
Nie powtarzałam każdego kroku Davida, ale spróbowałam znaleźć własny sposób nauki, dlatego zmodyfikowałam parę punktów wiedząc, że coś w moim przypadku zadziała lepiej. Nie od dziś uczę się języków i już zdążyłam poznać swoje mocne i słabe strony.
Do projektu potrzebna mi była książka po angielsku, audiobook, zeszyt na słówka i program anki. Czytam rozdział i zapisuję KAŻDE słowo, którego nie znam. To jest w tym najważniejsze. Mogę sobie na to pozwolić, ponieważ czytając pierwszy raz "Kamień filozoficzny" rozumiałam wszystko, czasem tylko z kontekstu, ale nie musiałam nigdy używać słownika. Teraz tylko pogłębiam to zrozumienie i wzbogacam słownictwo. Myślę, że gdybym mniej rozumiała, zajęłoby mi to więcej czasu i szybko bym się zniechęciła. A tak, z każdego rozdziału wychodzi mi ok. 30-40 słówek, co jest liczbą do przyjęcia. Każde nieznane słowo zapisuję do anki i do zeszytu, dlatego że lubię je mieć również w wersji papierowej ;). Lepiej mi się wtedy zapamiętuje, ponieważ w ciągu dnia zawsze mogę zajrzeć do zeszytu i przypomnieć sobie co nieco. W zeszycie również wpisuję tytuł rozdziału, z którego są dane słówka i ich liczbę. Niestety moja książka jest w wersji elektronicznej, więc nie mogę podkreślać nieznanych słów, by potem do nich wracać i utrwalać. Ale kto wie, może zakupię sobie również wersję papierową. Po przeczytaniu całego rozdziału słucham audiobooka, zwracając szczególną uwagę na słowa, które sobie wypisałam.Opracowanie całego rozdziału zajmuje mi jeden, dwa dni.
Jak mi idzie? Świetnie! Nie spodziewałam się, że to będzie aż taka frajda dla mnie. Po prostu nie mogę się doczekać, kiedy znów wrócę do książki. Czasem muszę sama siebie stopować i nie czytać dalej, by nie zasypać się ogromną liczbą słówek, ponieważ mogą mnie przytłoczyć. Jednak bardzo szybko mi wchodzą do głowy, nawet na ostatnich zajęciach spotkałam jedno i jako jedyna z grupy znałam jego znaczenie :). Jestem zachwycona tą metodą i już (raczej na wyrost) planuję tak przerobić wszystkie części. Myślę, że kluczem do sukcesu jest w tym przypadku wybór książki. Jak już wcześniej wspomniałam, uwielbiam całą serię Harrego Pottera i ta metoda pozwala mi poznać ją jeszcze lepiej. Może to dziecinne myślenie, ale jak na razie skuteczne. Każdy może wybrać sobie inną książkę też inny język, ale myślę że powinna to być ta ukochana, ulubiona. Wtedy ma się większą motywację by iść dalej i dalej, nawet jak się już zna historię :).
Wybrałam książkę Rowling nie dlatego, że była polecana w tym ebooku, ale dlatego że to jedna z moich ukochanych powieści. Czytałam ją już i po polsku i po angielsku (wszystkie części). Znam tę historię na pamięć, ale ciągle mi mało :). Czułam, że taki projekt pozwoli mi poznać jeszcze lepiej Harrego Pottera (wiem, jestem dzieckiem).
Nie powtarzałam każdego kroku Davida, ale spróbowałam znaleźć własny sposób nauki, dlatego zmodyfikowałam parę punktów wiedząc, że coś w moim przypadku zadziała lepiej. Nie od dziś uczę się języków i już zdążyłam poznać swoje mocne i słabe strony.
Do projektu potrzebna mi była książka po angielsku, audiobook, zeszyt na słówka i program anki. Czytam rozdział i zapisuję KAŻDE słowo, którego nie znam. To jest w tym najważniejsze. Mogę sobie na to pozwolić, ponieważ czytając pierwszy raz "Kamień filozoficzny" rozumiałam wszystko, czasem tylko z kontekstu, ale nie musiałam nigdy używać słownika. Teraz tylko pogłębiam to zrozumienie i wzbogacam słownictwo. Myślę, że gdybym mniej rozumiała, zajęłoby mi to więcej czasu i szybko bym się zniechęciła. A tak, z każdego rozdziału wychodzi mi ok. 30-40 słówek, co jest liczbą do przyjęcia. Każde nieznane słowo zapisuję do anki i do zeszytu, dlatego że lubię je mieć również w wersji papierowej ;). Lepiej mi się wtedy zapamiętuje, ponieważ w ciągu dnia zawsze mogę zajrzeć do zeszytu i przypomnieć sobie co nieco. W zeszycie również wpisuję tytuł rozdziału, z którego są dane słówka i ich liczbę. Niestety moja książka jest w wersji elektronicznej, więc nie mogę podkreślać nieznanych słów, by potem do nich wracać i utrwalać. Ale kto wie, może zakupię sobie również wersję papierową. Po przeczytaniu całego rozdziału słucham audiobooka, zwracając szczególną uwagę na słowa, które sobie wypisałam.Opracowanie całego rozdziału zajmuje mi jeden, dwa dni.
Jak mi idzie? Świetnie! Nie spodziewałam się, że to będzie aż taka frajda dla mnie. Po prostu nie mogę się doczekać, kiedy znów wrócę do książki. Czasem muszę sama siebie stopować i nie czytać dalej, by nie zasypać się ogromną liczbą słówek, ponieważ mogą mnie przytłoczyć. Jednak bardzo szybko mi wchodzą do głowy, nawet na ostatnich zajęciach spotkałam jedno i jako jedyna z grupy znałam jego znaczenie :). Jestem zachwycona tą metodą i już (raczej na wyrost) planuję tak przerobić wszystkie części. Myślę, że kluczem do sukcesu jest w tym przypadku wybór książki. Jak już wcześniej wspomniałam, uwielbiam całą serię Harrego Pottera i ta metoda pozwala mi poznać ją jeszcze lepiej. Może to dziecinne myślenie, ale jak na razie skuteczne. Każdy może wybrać sobie inną książkę też inny język, ale myślę że powinna to być ta ukochana, ulubiona. Wtedy ma się większą motywację by iść dalej i dalej, nawet jak się już zna historię :).
czwartek, 24 maja 2012
Moje materiały do finskiego po angielsku
Po długiej przerwie (spowodowanej natłokiem nauki na studiach, jak i lenistwem) chciałabym napisać obiecanego przeze mnie posta o materiałach, które używam a które nie są dostępne na naszym rynku. Jak już wspomniałam, trudno jest się uczyć fińskiego, bez znajomości angielskiego. W naszym języku dostaniemy tylko podstawy i to niekoniecznie solidne.
Pierwszym podręcznikiem, którego używam na co dzień jest "Kuulostaa hyvältä- sounds good". Dokładnie są to dwie grube książki i płyta DVD z filmikami, które są integralną częścią serii. Okładka wygląda tak:
Pierwszym podręcznikiem, którego używam na co dzień jest "Kuulostaa hyvältä- sounds good". Dokładnie są to dwie grube książki i płyta DVD z filmikami, które są integralną częścią serii. Okładka wygląda tak:
Dlaczego dwie książki? Nie są to dwa np. poziomy czy części, ale jeden tylko podzielony na dwa tomy. W pierwszym mamy transkrypcję dialogów z filmiku i ćwiczenia do lekcji, a w drugim teoria gramatyczna, słówka (podzielone na poszczególne lekcje, oraz indeks słów na końcu książki) i tłumaczenie dialogów na język angielski. Cóż, idea dość pokręcona i chaotyczna, ale ja już się przyzwyczaiłam i polubiłam :).
Do tego jak już wspomniałam są filmiki z bohaterami, którzy będą nam towarzyszyli przez całą naukę. Sama płyta jest też dość kosztownym zakupem, ale jak widzę wszystkie filmiki są dostępne na youtube. Niestety książki to też spory wydatek, bo ok. 25 euro za jeden tom (cena w Finlandii). Z tego co się orientuję, są też dostępne w języku niemieckim.
Co mogę powiedzieć o tej serii? Dla ambitnych! Jest naprawdę bardzo trudna! Ja jestem na jedenastym rozdziale (a jest ich 39) i ogarnięcie porządnie jednego, zajmuje mi sporo czasu. Jest naszpikowany słówkami (jednak bardzo użytecznymi z przykładowym użyciem w zdaniach) i gramatyką, w którą trzeba się dobrze wczytać, ponieważ jest napisana dość skomplikowanym angielskim. Całość oceniam bardzo pozytywnie, czuję, że ta książka da mi doskonałą bazę. W razie wątpliwość gramatycznych, szukam informacji w innych źródłach. Ćwiczenia są zróżnicowane, jednak zawsze jest uzupełnianie tekstu słowami, które wystąpiły w danej lekcji, oraz czytanie dłuższego tekstu. Wszystko to pomaga, utrwalić materiał. Chyba najsympatyczniejsze są filmiki, zawsze ci sami bohaterowie, których zdążymy polubić i żywy język fiński. Nie są zbyt profesjonalne, widać że robione w studiu ale bardzo urocze :).
Następna książka, z której korzystam nazywa się "From start to Finnish":
Ostatnią się z nią "przeprosiłam", ponieważ chcę się jak najwięcej nauczyć do lipca i z niej chyba pójdzie mi to szybciej niż z "Kuulostaa...". Jest bardzo zwięzła i klarownie napisana, jednak nie zagłębia się aż tak bardzo w temat. Doskonała dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z fińskim i nie chce się za bardzo przerazić na początek ;). Każda lekcja składa się z króciutkich dialogów (są dostępne na mp3), słówek, jasno wyłożonej gramatyki (bez językoznawczych wywodów) i paru ćwiczeń. Sama autorka pisze: "From start to finnish is not a complete course in Finnish. It will not tell you "everything you've ever wanted to know" about Finnish language but it will serve as a handy survival kit for everyday situations (...)". Ja mogę się tylko z tym zgodzić. Naprawdę polecam tę książkę.
Ta sama autorka (Leila White) napisała również podręcznik czysto gramatyczny, który też posiadam:
Dostałam ją w prezencie na początku nauki i przez dłuższy czas kurzyła się na półce, ponieważ uważałam że jest dla mnie za trudna jak na początek. Teraz zaczynam się przekonywać, że do doskonałe źródło wiedzy gramatycznej. Wszystko w jednym miejscu, napisane dość klarownie. Na pewno będzie mi służyła przez długie lata. Jednak nie polecam dla początkujących, ponieważ nie będzie za bardzo użyteczna.
Ostatnia książka, której używam to "Finnish for foreigners 1", która składa się z podręcznika z dialogami, słówkami i gramatyką, oraz zeszytu ćwiczeń. Również jest bardzo dobra dla początkujących.
Na plus przemawia właśnie ten dodatkowy zeszyt ćwiczeń, który doskonale utrwala materiał z danej lekcji. Podręcznik ma bardzo przejrzystą formę, dużo przykładów z gramatyki (są listy słów z podstawowymi końcówkami, co jest bardzo przydatne- każdy finomaniak się ze mną zgodzi), lecz wygląda trochę staro. Pierwsze wydanie było w latach sześćdziesiątych i nie wygląda na to, żeby szata graficzna bardzo się zmieniła od tamtego czasu. To nie koniecznie musi być wada, dzięki temu książka nie jest przeładowana niczemu nie służącymi obrazkami, a zawiera tylko esencję wiedzy. Niestety nie posiadam do niej plików mp3. Autorka napisała również drugą część tej książki, która z oczywistych względów jeszcze mi nie wpadła w ręce, ale kiedy już osiągnę jakiś zadowalający poziom to na pewno po nią sięgnę :).
To było na tyle jeśli chodzi o materiały po angielsku, których sama używam. Oczywiście w sieci można znaleźć jeszcze wiele innych, ale trudno mi się na ich temat wypowiadać. Jeśli ktoś próbował jeszcze czegoś innego i ma ochotę się pochwalić to zapraszam :). Próbowałam się uczyć z "Teach yourself Finnish" jednak jakoś się nie przekonałam do tego podręcznika. Nie i już, nawet nie wiem co, ale coś mnie od niego odrzuca. Może kiedyś wykorzystam go jako powtórkę, a może nie...
Mam nadzieję, że ten post będzie dla kogoś użyteczny :)
piątek, 6 kwietnia 2012
O materiałach do fińskiego po polsku
Chciałabym przedstawić wszystkim zainteresowanym nauką języka fińskiego materiały dostępne w naszym języku. Niestety nie ma tego dużo. Mogłabym nawet powiedzieć, że bez znajomości języka angielskiego ciężko byłoby się dobrze nauczyć fińskiego. To co oferują nasze rodzime wydawnictwa jest niestety dobre tylko na sam początek naszej drogi. Ale do rzeczy!
1) Po pierwsze potrzebujemy dobrego słownika. Słownik fińsko-polski i polsko-fiński jest dostępny w Wiedzy Powszechnej. Wygląda tak:
Jak autorzy napisali na okładce, jest to słownik minimum, posiada tylko 6 tys. słów. Taka pigułka, jednak jestem z niego zadowolona. Na razie znajduję tu większość słów, których szukam. Jeśli czegoś nie ma, mogę spróbować znaleźć tutaj: www.sanakirja.org. Tyle niestety musi wystarczyć na początek
2) Fiński- kurs podstawowy wydawnictwa Edgard. Wygląda tak:
Na pewno wiele osób zna te kursy do innych języków. Mi wpadł jeszcze w ręce szwedzki i wygląda bardzo podobnie jak ten do fińskiego. Pierwsze strony to ogólny opis języka, jego występowanie, ogólna charakterystyka, jak się go uczyć. Następnie mamy krótką gramatykę (do fińskiego zajmuje dziewięć stron) i potem zaczynają się lekcje, każda to konkretny temat (np. żywność, komunikacja, czas wolny). Do tego są dołączone płyty CD z nagranymi słówkami i zwrotami.
Cóż mogę powiedzieć o tej książeczce? Nie satysfakcjonuje mnie. Dla mnie wygląda jak trochę większe rozmówki. Gramatyki mamy tu jak na lekarstwo, raptem dziewięć malutkich stron, bez żadnych ćwiczeń utrwalających. Lekcje składają się z listy słówek do nauczenia i zdań nawiązujących do tematu (np. "Jestem głodna", "Kiedy odjeżdża najbliższy pociąg do Helsinek?"). Pomyślałam sobie, że chociaż płytka przyda mi się do nauki słówek ze słuchu, ale nie. Ktoś bardzo mądry zostawił ok. 1 sek przerwy między słówkiem polskim a fińskim. Nie zdążę nawet nacisnąć pauzy w mp3! Do czego może się nadać ta książeczka? Skoro już wydałam te 30 zł próbuję ją jakoś wykorzystać. Nadaje się idealnie do wpisywania do Anki :). Można znaleźć tu bardzo wiele słów z różnych grup tematycznych i nie trzeba ich szukać w słowniku. Ja np. ostatnio wpisałam sobie podstawowe części ciała. Podsumowując, z tej książeczki wiele się nie nauczymy, są same podstawy. Jednak może ona się komuś przydać do nauki słownictwa.
3) Fiński w 1 miesiąc wydawnictwa PONS:
Kolejna książka do fińskiego, którą można dostać w naszych księgarniach. Na początku jest wprowadzenie z ogólną charakterystyką tego języka. Potem mamy rozdziały: alfabet/wymowa, słownictwo, gramatyka i komunikacja, plus tabele gramatyczne na końcu książki. Również tutaj mamy listy tematyczne słówek (Anki!) oraz podstawowe zwroty komunikacyjne, plus ciekawostki językowe.
Kiedy zobaczyłam tę książkę po raz pierwszy w księgarni, to od razu musiałam ją mieć! Była zapakowana w pudełeczko, więc nie mogłam jej przejrzeć przed zakupem. Jednak nie żałuję. Można powiedzieć, że ma wszystko czego mi brakuje w "Fiński- kurs podstawowy". Gramatyki jest całkiem sporo, jest wyjaśniona w miarę jasno (co nie jest łatwe jeśli chodzi o ten piękny, aczkolwiek pokręcony język). I ma ćwiczenia! I to nie tylko do gramatyki, ale też do słówek. Patrząc teraz na nią, sama się zastanawiam dlaczego tak rzadko z niej korzystam. Chyba tylko dlatego, że skupiłam się na innych podręcznikach po angielsku (o których napiszę następnego posta) i nie zostaje mi już dużo czasu na tę pozycję, ponieważ są bardzo wymagające. Jednak niedługo spróbuję nad nią przysiąść, ponieważ naprawdę warto. Za stosunkowo niską cenę (ok. 40 zł) dostajemy całkiem bogaty podręcznik, który krok po kroku odsłania nam tajemnice fińskiego :).
I to by było na tyle jeśli chodzi o materiały do języka fińskiego po polsku. Jest jeszcze kurs ESKK, lecz nie mogę się wypowiadać na jego temat ponieważ go nie znam. Ale prawie 60 zł co miesiąc to za duży wydatek jak dla mnie. Ale może ktoś korzystał z tego kursu i może coś na ten temat się wypowiedzieć?
W następnym poście pokażę materiały angielskojęzyczne, z których korzystam na co dzień.
1) Po pierwsze potrzebujemy dobrego słownika. Słownik fińsko-polski i polsko-fiński jest dostępny w Wiedzy Powszechnej. Wygląda tak:
2) Fiński- kurs podstawowy wydawnictwa Edgard. Wygląda tak:
Na pewno wiele osób zna te kursy do innych języków. Mi wpadł jeszcze w ręce szwedzki i wygląda bardzo podobnie jak ten do fińskiego. Pierwsze strony to ogólny opis języka, jego występowanie, ogólna charakterystyka, jak się go uczyć. Następnie mamy krótką gramatykę (do fińskiego zajmuje dziewięć stron) i potem zaczynają się lekcje, każda to konkretny temat (np. żywność, komunikacja, czas wolny). Do tego są dołączone płyty CD z nagranymi słówkami i zwrotami.
Cóż mogę powiedzieć o tej książeczce? Nie satysfakcjonuje mnie. Dla mnie wygląda jak trochę większe rozmówki. Gramatyki mamy tu jak na lekarstwo, raptem dziewięć malutkich stron, bez żadnych ćwiczeń utrwalających. Lekcje składają się z listy słówek do nauczenia i zdań nawiązujących do tematu (np. "Jestem głodna", "Kiedy odjeżdża najbliższy pociąg do Helsinek?"). Pomyślałam sobie, że chociaż płytka przyda mi się do nauki słówek ze słuchu, ale nie. Ktoś bardzo mądry zostawił ok. 1 sek przerwy między słówkiem polskim a fińskim. Nie zdążę nawet nacisnąć pauzy w mp3! Do czego może się nadać ta książeczka? Skoro już wydałam te 30 zł próbuję ją jakoś wykorzystać. Nadaje się idealnie do wpisywania do Anki :). Można znaleźć tu bardzo wiele słów z różnych grup tematycznych i nie trzeba ich szukać w słowniku. Ja np. ostatnio wpisałam sobie podstawowe części ciała. Podsumowując, z tej książeczki wiele się nie nauczymy, są same podstawy. Jednak może ona się komuś przydać do nauki słownictwa.
3) Fiński w 1 miesiąc wydawnictwa PONS:
Kolejna książka do fińskiego, którą można dostać w naszych księgarniach. Na początku jest wprowadzenie z ogólną charakterystyką tego języka. Potem mamy rozdziały: alfabet/wymowa, słownictwo, gramatyka i komunikacja, plus tabele gramatyczne na końcu książki. Również tutaj mamy listy tematyczne słówek (Anki!) oraz podstawowe zwroty komunikacyjne, plus ciekawostki językowe.
Kiedy zobaczyłam tę książkę po raz pierwszy w księgarni, to od razu musiałam ją mieć! Była zapakowana w pudełeczko, więc nie mogłam jej przejrzeć przed zakupem. Jednak nie żałuję. Można powiedzieć, że ma wszystko czego mi brakuje w "Fiński- kurs podstawowy". Gramatyki jest całkiem sporo, jest wyjaśniona w miarę jasno (co nie jest łatwe jeśli chodzi o ten piękny, aczkolwiek pokręcony język). I ma ćwiczenia! I to nie tylko do gramatyki, ale też do słówek. Patrząc teraz na nią, sama się zastanawiam dlaczego tak rzadko z niej korzystam. Chyba tylko dlatego, że skupiłam się na innych podręcznikach po angielsku (o których napiszę następnego posta) i nie zostaje mi już dużo czasu na tę pozycję, ponieważ są bardzo wymagające. Jednak niedługo spróbuję nad nią przysiąść, ponieważ naprawdę warto. Za stosunkowo niską cenę (ok. 40 zł) dostajemy całkiem bogaty podręcznik, który krok po kroku odsłania nam tajemnice fińskiego :).
I to by było na tyle jeśli chodzi o materiały do języka fińskiego po polsku. Jest jeszcze kurs ESKK, lecz nie mogę się wypowiadać na jego temat ponieważ go nie znam. Ale prawie 60 zł co miesiąc to za duży wydatek jak dla mnie. Ale może ktoś korzystał z tego kursu i może coś na ten temat się wypowiedzieć?
W następnym poście pokażę materiały angielskojęzyczne, z których korzystam na co dzień.
Subskrybuj:
Posty (Atom)