niedziela, 16 września 2012

Fascynacja... a potem miłość!

Oczywiście miłość do języka :). Chciałabym się z Wami podzielić moimi przemyśleniami na temat uczuć, które towarzyszą mi przy nauce języków. Opiszę to na przykładzie włoskiego. Ten język uwielbiam w zasadzie od dzieciństwa, bo kiedy byłam małym dzieckiem wujek puszczał mi kasetę wideo z teledyskami po włosku. Nie wiem skąd ją miał, pamiętam tylko jaka byłam zachwycona muzyką i językiem, z którego nic nie rozumiałam. Wtedy jeszcze nie myślałam o tym, że kiedyś będę się go chciała nauczyć. Trudno, żeby 8-letni brzdąc myślał takimi kategoriami. Dopiero w liceum narodziła mi się taka myśl w głowie, że może warto by spróbować? I zaczęłam, dokładnie w czerwcu po maturach. Przez długi czas czułam "motylki w brzuchu" kiedy słyszałam włoski. Najbardziej kiedy słuchałam muzyki lub próbowałam oglądać telewizję (a raczej biernie słuchałam, ponieważ nie byłam w stanie zrozumieć niczego). Te ciarki na plecach pojawiały się za każdym razem. Czy nie jest tak, kiedy poznajemy kogoś kto bardzo nam się spodobał? Jest fascynacja, tajemnica i chęć poznania. Chce się więcej i więcej! To jest piękny czas, ale nie trwa wiecznie. Czy to źle? Myślę, że nie bo taka jest kolej rzeczy. Więc co następuje po tej fascynacji, jeśli się dobrze dba o związek? Miłość! Prawdziwa, wielka i na zawsze :). Znamy się z włoskim już bardzo dobrze, czujemy się ze sobą pewnie i jesteśmy szczęśliwi. Mogę oglądać telewizję, czytać książki, rozmawiać z ludźmi i przychodzi mi to z łatwością. Wiem, że mogę na niego liczyć, że mnie nie zawiedzie. Podczas okresu fascynacji nie mogłam być tego taka pewna. Ciągle jest coś nowego do odkrycia, więc nie nudzimy się ze sobą. Oczywiście, że czasami tęsknię za tymi "motylkami", dlatego włączając sobie jakąś starą piosenkę przywołuję te chwile, kiedy jeszcze nie byliśmy tak blisko :). Zdecydowanie wolę tę fazę w naszym związku!

Teraz mam nową fascynację. Włoski nie jest o nią zazdrosny, ponieważ mi ufa i wie, że go nie zostawię ;).
To język fiński. I znowu są ciarki, motylki i tajemnica do odkrycia. Po trochu się poznajemy. Cieszę się tymi chwilami i je doceniam, bo wiem że już niedługo wkroczymy w nową fazę naszego związku. I czekam na to z niecierpliwością!

W prawdziwym życiu nie uznaję poligamii, jednak w świecie języków mogę sobie na nią pozwolić ;). Dlatego po fińskim przyjdą kiedyś nowe fascynacje i to jest cudowne w nauce. Kocham uczyć się języków!

PS Kiedy myślę o angielskim, to bardziej traktuję go jako członka rodziny niż ukochanego. Kocham go, ale tak jakby "z urzędu" :). Został mi narzucony przez szkołę, światowe wymogi itp.
Z rosyjskim się przyjaźnimy (też został narzucony przez szkołę, chociaż sama ją wybrałam). Jednak jesteśmy na dobrej drodze! Kiedyś była fascynacja, potem zniechęcenie ale teraz czuję, że pozytywne uczucia wracają. Zobaczymy co się rozwinie z tego związku :)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Projekt "Harry Potter"

Po przeczytaniu ebooka "Naturalna nauka języka"- David Snopek (swoją drogą polecam serdecznie!), o którym już na pewno słyszeliście, postanowiłam sama przeprowadzić na sobie podobny eksperyment.
Wybrałam książkę Rowling nie dlatego, że była polecana w tym ebooku, ale dlatego że to jedna z moich ukochanych powieści. Czytałam ją już i po polsku i po angielsku (wszystkie części). Znam tę historię na pamięć, ale ciągle mi mało :). Czułam, że taki projekt pozwoli mi poznać jeszcze lepiej Harrego Pottera (wiem, jestem dzieckiem).

Nie powtarzałam każdego kroku Davida, ale spróbowałam znaleźć własny sposób nauki, dlatego zmodyfikowałam parę punktów wiedząc, że coś w moim przypadku zadziała lepiej. Nie od dziś uczę się języków i już zdążyłam poznać swoje mocne i słabe strony.

Do projektu potrzebna mi była książka po angielsku, audiobook, zeszyt na słówka i program anki. Czytam rozdział i zapisuję KAŻDE słowo, którego nie znam. To jest w tym najważniejsze. Mogę sobie na to pozwolić, ponieważ czytając pierwszy raz "Kamień filozoficzny" rozumiałam wszystko, czasem tylko z kontekstu, ale nie musiałam nigdy używać słownika. Teraz tylko pogłębiam to zrozumienie i wzbogacam słownictwo. Myślę, że gdybym mniej rozumiała, zajęłoby mi to więcej czasu i szybko bym się zniechęciła. A tak, z każdego rozdziału wychodzi mi ok. 30-40 słówek, co jest liczbą do przyjęcia. Każde nieznane słowo zapisuję do anki i do zeszytu, dlatego że lubię je mieć również w wersji papierowej ;). Lepiej mi się wtedy zapamiętuje, ponieważ w ciągu dnia zawsze mogę zajrzeć do zeszytu i przypomnieć sobie co nieco. W zeszycie również wpisuję tytuł rozdziału, z którego są dane słówka i ich liczbę. Niestety moja książka jest w wersji elektronicznej, więc nie mogę podkreślać nieznanych słów, by potem do nich wracać i utrwalać. Ale kto wie, może zakupię sobie również wersję papierową. Po przeczytaniu całego rozdziału słucham audiobooka, zwracając szczególną uwagę na słowa, które sobie wypisałam.Opracowanie całego rozdziału zajmuje mi jeden, dwa dni.

Jak mi idzie? Świetnie! Nie spodziewałam się, że to będzie aż taka frajda dla mnie. Po prostu nie mogę się doczekać, kiedy znów wrócę do książki. Czasem muszę sama siebie stopować i nie czytać dalej, by nie zasypać się ogromną liczbą słówek, ponieważ mogą mnie przytłoczyć. Jednak bardzo szybko mi wchodzą do głowy, nawet na ostatnich zajęciach spotkałam jedno i jako jedyna z grupy znałam jego znaczenie :). Jestem zachwycona tą metodą i już (raczej na wyrost) planuję tak przerobić wszystkie części. Myślę, że kluczem do sukcesu jest w tym przypadku wybór książki. Jak już wcześniej wspomniałam, uwielbiam całą serię Harrego Pottera i ta metoda pozwala mi poznać ją jeszcze lepiej. Może to dziecinne myślenie, ale jak na razie skuteczne. Każdy może wybrać sobie inną książkę też inny język, ale myślę że powinna to być ta ukochana, ulubiona. Wtedy ma się większą motywację by iść dalej i dalej, nawet jak się już zna historię :).

czwartek, 24 maja 2012

Moje materiały do finskiego po angielsku

Po długiej przerwie (spowodowanej natłokiem nauki na studiach, jak i lenistwem) chciałabym napisać obiecanego przeze mnie posta o materiałach, które używam a które nie są dostępne na naszym rynku. Jak już wspomniałam, trudno jest się uczyć fińskiego, bez znajomości angielskiego. W naszym języku dostaniemy tylko podstawy i to niekoniecznie solidne.

Pierwszym podręcznikiem, którego używam na co dzień jest "Kuulostaa hyvältä- sounds good". Dokładnie są to dwie grube książki i płyta DVD z filmikami, które są integralną częścią serii. Okładka wygląda tak:


Dlaczego dwie książki? Nie są to dwa np. poziomy czy części, ale jeden tylko podzielony na dwa tomy. W pierwszym mamy transkrypcję dialogów z filmiku i ćwiczenia do lekcji, a w drugim teoria gramatyczna, słówka (podzielone na poszczególne lekcje, oraz indeks słów na końcu książki) i tłumaczenie dialogów na język angielski. Cóż, idea dość pokręcona i chaotyczna, ale ja już się przyzwyczaiłam i polubiłam :).
Do tego jak już wspomniałam są filmiki z bohaterami, którzy będą nam towarzyszyli przez całą naukę. Sama płyta jest też dość kosztownym zakupem, ale jak widzę wszystkie filmiki są dostępne na youtube. Niestety książki to też spory wydatek, bo ok. 25 euro za jeden tom (cena w Finlandii). Z tego co się orientuję, są też dostępne w języku niemieckim.

Co mogę powiedzieć o tej serii? Dla ambitnych! Jest naprawdę bardzo trudna! Ja jestem na jedenastym rozdziale (a jest ich 39) i ogarnięcie porządnie jednego, zajmuje mi sporo czasu. Jest naszpikowany słówkami (jednak bardzo użytecznymi z przykładowym użyciem w zdaniach) i gramatyką, w którą trzeba się dobrze wczytać, ponieważ jest napisana dość skomplikowanym angielskim. Całość oceniam bardzo pozytywnie, czuję, że ta książka da mi doskonałą bazę. W razie wątpliwość gramatycznych, szukam informacji w innych źródłach. Ćwiczenia są zróżnicowane, jednak zawsze jest uzupełnianie tekstu słowami, które wystąpiły w danej lekcji, oraz czytanie dłuższego tekstu. Wszystko to pomaga, utrwalić materiał. Chyba najsympatyczniejsze są filmiki, zawsze ci sami bohaterowie, których zdążymy polubić i żywy język fiński. Nie są zbyt profesjonalne, widać że robione w studiu ale bardzo urocze :).

Następna książka, z której korzystam nazywa się "From start to Finnish":


Ostatnią się z nią "przeprosiłam", ponieważ chcę się jak najwięcej nauczyć do lipca i z niej chyba pójdzie mi to szybciej niż z "Kuulostaa...". Jest bardzo zwięzła i klarownie napisana, jednak nie zagłębia się aż tak bardzo w temat. Doskonała dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z fińskim i nie chce się za bardzo przerazić na początek ;). Każda lekcja składa się z króciutkich dialogów (są dostępne na mp3), słówek, jasno wyłożonej gramatyki (bez językoznawczych wywodów) i paru ćwiczeń. Sama autorka pisze: "From start to finnish is not a complete course in Finnish. It will not tell you "everything you've ever wanted to know" about Finnish language but it will serve as a handy survival kit for everyday situations (...)". Ja mogę się tylko z tym zgodzić. Naprawdę polecam tę książkę.

Ta sama autorka (Leila White) napisała również podręcznik czysto gramatyczny, który też posiadam:


 Dostałam ją w prezencie na początku nauki i przez dłuższy czas kurzyła się na półce, ponieważ uważałam że jest dla mnie za trudna jak na początek. Teraz zaczynam się przekonywać, że do doskonałe źródło wiedzy gramatycznej. Wszystko w jednym miejscu, napisane dość klarownie. Na pewno będzie mi służyła przez długie lata. Jednak nie polecam dla początkujących, ponieważ nie będzie za bardzo użyteczna. 

Ostatnia książka, której używam to "Finnish for foreigners 1", która składa się z podręcznika z dialogami, słówkami i gramatyką, oraz zeszytu ćwiczeń. Również jest bardzo dobra dla początkujących. 


Na plus przemawia właśnie ten dodatkowy zeszyt ćwiczeń, który doskonale utrwala materiał z danej lekcji. Podręcznik ma bardzo przejrzystą formę, dużo przykładów z gramatyki (są listy słów z podstawowymi końcówkami, co jest bardzo przydatne- każdy finomaniak się ze mną zgodzi), lecz wygląda trochę staro. Pierwsze wydanie było w latach sześćdziesiątych i nie wygląda na to, żeby szata graficzna bardzo się zmieniła od tamtego czasu. To nie koniecznie musi być wada, dzięki temu książka nie jest przeładowana niczemu nie służącymi obrazkami, a zawiera tylko esencję wiedzy. Niestety nie posiadam do niej plików mp3. Autorka napisała również drugą część tej książki, która z oczywistych względów jeszcze mi nie wpadła w ręce, ale kiedy już osiągnę jakiś zadowalający poziom to na pewno po nią sięgnę :).

To było na tyle jeśli chodzi o materiały po angielsku, których sama używam. Oczywiście w sieci można znaleźć jeszcze wiele innych, ale trudno mi się na ich temat wypowiadać. Jeśli ktoś próbował jeszcze czegoś innego i ma ochotę się pochwalić to zapraszam :). Próbowałam się uczyć z "Teach yourself Finnish" jednak jakoś się nie przekonałam do tego podręcznika. Nie i już, nawet nie wiem co, ale coś mnie od niego odrzuca. Może kiedyś wykorzystam go jako powtórkę, a może nie...

Mam nadzieję, że ten post będzie dla kogoś użyteczny :)






piątek, 6 kwietnia 2012

O materiałach do fińskiego po polsku

Chciałabym przedstawić wszystkim zainteresowanym nauką języka fińskiego materiały dostępne w naszym języku. Niestety nie ma tego dużo. Mogłabym nawet powiedzieć, że bez znajomości języka angielskiego ciężko byłoby się dobrze nauczyć fińskiego. To co oferują nasze rodzime wydawnictwa jest niestety dobre tylko na sam początek naszej drogi. Ale do rzeczy!

1) Po pierwsze potrzebujemy dobrego słownika. Słownik fińsko-polski i polsko-fiński jest dostępny w Wiedzy Powszechnej. Wygląda tak:
 
 
Jak autorzy napisali na okładce, jest to słownik minimum, posiada tylko 6 tys. słów. Taka pigułka, jednak jestem z niego zadowolona. Na razie znajduję tu większość słów, których szukam. Jeśli czegoś nie ma, mogę spróbować znaleźć tutaj: www.sanakirja.org. Tyle niestety musi wystarczyć na początek

2) Fiński- kurs podstawowy wydawnictwa Edgard. Wygląda tak:

















Na pewno wiele osób zna te kursy do innych języków. Mi wpadł jeszcze w ręce szwedzki i wygląda bardzo podobnie jak ten do fińskiego. Pierwsze strony to ogólny opis języka, jego występowanie, ogólna charakterystyka, jak się go uczyć. Następnie mamy krótką gramatykę (do fińskiego zajmuje dziewięć stron) i potem zaczynają się lekcje, każda to konkretny temat (np. żywność, komunikacja, czas wolny). Do tego są dołączone płyty CD z nagranymi słówkami i zwrotami.
Cóż mogę powiedzieć o tej książeczce? Nie satysfakcjonuje mnie. Dla mnie wygląda jak trochę większe rozmówki. Gramatyki mamy tu jak na lekarstwo, raptem dziewięć malutkich stron, bez żadnych ćwiczeń utrwalających. Lekcje składają się z listy słówek do nauczenia i zdań nawiązujących do tematu (np. "Jestem głodna", "Kiedy odjeżdża najbliższy pociąg do Helsinek?"). Pomyślałam sobie, że chociaż płytka przyda mi się do nauki słówek ze słuchu, ale nie. Ktoś bardzo mądry zostawił ok. 1 sek przerwy między słówkiem polskim a fińskim. Nie zdążę nawet nacisnąć pauzy w mp3! Do czego może się nadać ta książeczka? Skoro już wydałam te 30 zł próbuję ją jakoś wykorzystać. Nadaje się idealnie do wpisywania do Anki :). Można znaleźć tu bardzo wiele słów z różnych grup tematycznych i nie trzeba ich szukać w słowniku. Ja np. ostatnio wpisałam sobie podstawowe części ciała. Podsumowując, z tej książeczki wiele się nie nauczymy, są same podstawy. Jednak może ona się komuś przydać do nauki słownictwa.

3) Fiński w 1 miesiąc wydawnictwa PONS:

















Kolejna książka do fińskiego, którą można dostać w naszych księgarniach. Na początku jest wprowadzenie z ogólną charakterystyką tego języka. Potem mamy rozdziały: alfabet/wymowa, słownictwo, gramatyka i komunikacja, plus tabele gramatyczne na końcu książki. Również tutaj mamy listy tematyczne słówek (Anki!) oraz podstawowe zwroty komunikacyjne, plus ciekawostki językowe.
Kiedy zobaczyłam tę książkę po raz pierwszy w księgarni, to od razu musiałam ją mieć! Była zapakowana w pudełeczko, więc nie mogłam jej przejrzeć przed zakupem. Jednak nie żałuję. Można powiedzieć, że ma wszystko czego mi brakuje w "Fiński- kurs podstawowy". Gramatyki jest całkiem sporo, jest wyjaśniona w miarę jasno (co nie jest łatwe jeśli chodzi o ten piękny, aczkolwiek pokręcony język). I ma ćwiczenia! I to nie tylko do gramatyki, ale też do słówek. Patrząc teraz na nią, sama się zastanawiam dlaczego tak rzadko z niej korzystam. Chyba tylko dlatego, że skupiłam się na innych podręcznikach po angielsku (o których napiszę następnego posta) i nie zostaje mi już dużo czasu na tę pozycję, ponieważ są bardzo wymagające. Jednak niedługo spróbuję nad nią przysiąść, ponieważ naprawdę warto. Za stosunkowo niską cenę (ok. 40 zł) dostajemy całkiem bogaty podręcznik, który krok po kroku odsłania nam tajemnice fińskiego :).

I to by było na tyle jeśli chodzi o materiały do języka fińskiego po polsku. Jest jeszcze kurs ESKK, lecz nie mogę się wypowiadać na jego temat ponieważ go nie znam. Ale prawie 60 zł co miesiąc to za duży wydatek jak dla mnie. Ale może ktoś korzystał z tego kursu i może coś na ten temat się wypowiedzieć?
W następnym poście pokażę materiały angielskojęzyczne, z których korzystam na co dzień.

piątek, 9 marca 2012

Ciągła, niezaspokojona ambicja

Mam wrażenie, że jestem ciągle niezadowolona z mojego poziomu językowego. Pamiętam, jak zaczęłam na poważnie uczyć się angielskiego (w drugiej klasie liceum) i marzyłam o tym, aby osiągnąć taki poziom by móc się jakoś dogadać. Z zazdrością patrzyłam na mojego tatę, który był w stanie pracować w Austrii i komunikować się w języku niemieckim ze swoimi pracodawcami, jak i z ludźmi na ulicy. Nie byłam sobie w stanie wyobrazić jak to jest znać na tyle język, by być w stanie (nawet nie znając jakiegoś słowa) dogadać się. Po prostu nie mieściło mi się to w głowie i wyobrażałam to sobie jako jakąś "mistyczną" wiedzę, której nigdy nie osiągnę, lub osiągając ją będę mogła już powiedzieć że znam język.
Okazało się, że to wcale mi nie wystarcza i nie zaspokaja moich ambicji. To taki początek, który daje "kopa" do dalszej nauki. Wspaniale, że człowiek jest się w stanie komunikować, jednak dla mnie zostaje taki niedosyt. Używam ciągle tych samych słów, nie jestem w stanie zrozumieć programów telewizyjnych czy przeczytać książki w oryginale. Wtedy myślę sobie, że chciałabym umieć tak dobrze język, by rozumieć większość informacji, które do mnie docierają bez problemu, czytać książki (nieznane słowa zrozumieć z kontekstu). Osiągam ten poziom (udało mi się to z angielskiego i włoskiego) i... dalej nie jestem z siebie zadowolona! Ciągle mi czegoś (w moim mniemaniu) brakuje. Jestem w stanie dyskutować prawie na każdy temat, ale czuję że używam ciągle tych samych słów. Moja znajomość pasywna słownictwa jest całkiem duża, jednak podczas dyskusji gdzieś mi one uciekają. Oglądam telewizję, jednak nie zawsze jestem w stanie zrozumieć wszystkiego, np. mam spore trudności z wiadomościami w obcym języku. I znów nie jestem z siebie do końca zadowolona. Oczywiście widzę jak dużo osiągnęłam na przestrzeni lat, jednak kiedyś wydawało mi się, że osiągnięcie pewnego poziomu językowego wystarczy. Może komuś tak, ale ja mam jeszcze dużo roboty przed sobą :).
Teraz znowu się oszukuję, że chciałabym z fińskiego po prostu móc się komunikować, mówić prostymi zdaniami, że to mnie zadowoli. Wiem jednak, że kiedy już to osiągnę (czuję w kościach, że to będzie całkiem niedługo!) będę czuła ten niedosyt, głód wiedzy. Chyba to jest właśnie takie fajne w nauce języków, że jest zawsze coś co można poprawić, udoskonalić. Jedyny minus jaki widzę, to taki że zaczynając całkiem nowy język od zera, można się przerazić ilością czasu jaki trzeba będzie mu poświęcić. Jednak osiągając pewien poziom z jednego języka, można być pewnym, że i z następnego to się uda. W końcu jeśli dałam radę z włoskim, to dlaczego ma mi się nie udać z fińskim :)?

środa, 11 stycznia 2012

Fiński, czyli od powieści do miłości

Tytuł mojego posta może wydawać się dziwny czy niezrozumiały, ale zaraz wszystko wyjaśnię. Chciałam dziś napisać skąd wzięła się moja miłość i fascynacja do języka fińskiego jak i całej Finlandii.
A zaczęła się dość wcześnie, bo kiedy miałam ok. 13 lat wpadła mi w rękę pewna książka. Żaden to bestseller, klasyk, w zasadzie nie jest znana szerszej publiczności. Była dodana do gazety i przeczytałam ją tylko dlatego, że nudziłam się w deszczowe dni nad jeziorem. Okazało się, że to będzie najcudowniejsza książka z jaką spotkałam się w życiu. Albo lepiej, najcudowniejsza opowieść ponieważ ten cykl składa się aż z... 40 tomów!
Jest zatytułowany "Raija ze śnieżnej krainy" (tak, to właśnie stąd pochodzi mój nick), i mimo, że akcja rozgrywa się głównie w Norwegii, to główna bohaterka jest Finką i cały czas gdzieś tam jest wspominany ten kraj. Opisy przyrody, ludzi, języka. Nie chcę tutaj nikomu polecać tej książki, tylko pokazać że czasem jakaś powieść może obudzić w nas coś, czego byśmy się nawet nie spodziewali.
I tak zaczęła się fascynacja Finlandią. Wycinałam wszystkie zdjęcia jakie znalazłam w gazecie i wyklejałam nimi ściany w pokoju i marzyłam o podróży do tego kraju. Gdzieś tam w mojej dziecięcej głowie pojawiła się myśl, żeby zacząć uczyć się fińskiego, ale szybko ją porzucałam. W tamtym czasie nie byłam w stanie nauczyć się nawet angielskiego, a co dopiero mówić o tak "egzotycznym" języku. Zresztą skąd mogłabym wziąć jakiekolwiek materiały?
I tak lata mijały, zaczęłam się intensywnie i na poważnie uczyć innych języków i po pewnym czasie znowu powracała ta myśl, że fiński to bardzo piękny język. I znowu wygrywała "praktyczna ja", bo czy kiedykolwiek będę miała okazję użyć fińskiego? Lepiej zainwestować czas i energię w jakiś bardziej użyteczny język.
Życie jednak lubi zaskakiwać i postawiło mi na drodze pewnego Fina (dokładnie pół Fina), z którym chcę spędzić resztę życia. Przy takim obrocie spraw po prostu musiałam się zacząć uczyć fińskiego :). Najwidoczniej los tak chciał!
Na wakacje miałam okazję odwiedzić Helsinki i jestem oczarowana tym miastem. I kocham saunę, chociaż początkowo byłam do niej nastawiona sceptycznie. Trudno mi było uwierzyć, że można wysiedzieć w tak wysokiej temperaturze. Jednak da się i działa to bardzo oczyszczająco na ciało i duszę ;). Marzy mi się jeszcze podróż w głąb kraju, ale wszystko przede mną. Teraz skupiam się na nauce fińskiego, by w końcu zobaczyć jakieś efekty. Na razie jest to jak uderzanie głową w mur, jednak ja się nigdy nie poddaję i będę brnęła do przodu, aż się nauczę.

Mój fiński- od powieści do miłości. Przed przeznaczeniem nie da się uciec :)